Copyright © 2019 jamlew1 & Pleszewskie Towarzystwo Kulturalne. All rights reserved.

 

 
Home Trzy spotkania Przed burzą Grabież  Perła Wielkopolski Wędrówka Skrytka w Fischhornie
Dama na aukcji... Prof. Lorentz jedzie do Moskwy Muzeum (częściowo) utracone, cz. 1 Muzeum (częściowo) utracone, cz. 2 Zakończenie

 

 

PLESZEWSKIE TOWARZYSTWO KULTURALNE

ul. POZNAŃSKA 34

63-300 Pleszew

 

 

„Zabezpieczone” – utracone

 


 

[…] Od października 1939 do września 1943 r. byłem pełnomocnikiem gubernatora Polski Hansa Franka do spraw zabezpieczenia dzieł sztuki w Generalnym Gubernatorstwie. Zadanie to zostało mi powierzone przez Göringa jako przewodniczącego Komitetu Obrony Rzeszy.

Potwierdzam, że oficjalną polityką generalnego gubernatora Hansa Franka było zabezpieczanie wszystkich ważniejszych dzieł sztuki stanowiących własność polskich instytucji publicznych, zbiorów prywatnych i Kościoła. Potwierdzam, że wspomniane dzieła sztuki były faktycznie konfiskowane, i jestem świadom tego, że w przypadku zwycięstwa Niemiec nie pozostałyby w Polsce, lecz zostałyby użyte w celu uzupełnienia niemieckich zbiorów dziel sztuki. [...]

Dr Kajetan Muhlmann

Dokument norymberski 3042-PS. […] Mühlmann złożył powyższe zeznanie pod przysięgą wobec oficerów amerykańskich, którzy przesłuchiwali go w Salzburgu 19 XI 1945 r.

 [Cyt. za: Walka o dobra kultury. Warszawa 1939-1945. Tom II. Księga zbiorowa pod red. S. Lorentza. Warszawa 1970, s. 436-437]

 

Foto: Obrońcy kultury - (od lewej) Karol Estreicher i Bohdan Urbanowicz.

Źródło: ad PAP/Stanisław Dąbrowiecki

 


Rozdział VI


Skrytka w Fischhornie

W dolinie nad jeziorem, w pobliżu miejscowości Bruck, niedaleko od chętnie odwiedzanego przez turystów kurortu Zell Am See znajduje się średniowieczny zamek Fischhron (pierwotna nazwany Vischarn). Zbudowana około 1200 r. twierdza, już z daleka widoczna dzięki wysokim strzelistym wieżom, sprawiała przez wieki wrażenie bajkowe. Równie bajkowe jest otoczenie. Atutem okolicy są czyste i ciepłe wody jeziora sprzyjające odpoczynkowi, a współcześnie także sportom wodnym.  Przybywających do Fischhorn uderzało piękno krajobrazu górskiego Alp – wąwozów i sztolni górskich, wodospadów i jaskiń lodowych.

Właścicielem zamku był początkowo niejaki Goldegern, ale już w roku 1273 przeszedł on na własność biskupów z Chiemsee, którzy zarządzali nim do 1808 r., tzn. do likwidacji biskupstwa. Wiek XIX, a szczególnie jego trzy ćwierci nie należały dla budowli do najszczęśliwszych, gdyż stała ona latami opustoszała, zaniedbana, niszczejąca. Przez krótki okres należała do Antona Embachera Taxenbacha, a następnie kupiła ją księżniczka Sophie von Lowenstein – żona księcia Jana II z rodu Liechtensteinów.

W 1920 r. zamek częściowo strawił pożar, który wybuchł w jednym ze skrzydeł budowli. Prace naprawcze i przebudowa (zlikwidowano strzeliste wieże) wykonane zostały pod nadzorem nowego właściciela – Enrique Gildemeistera, zamożnego peruwiańskiego posła w Austrii, którego wywłaszczono jednak z dóbr po Anschlussie w 1938 r. Od tego momentu zamek przeszedł na własność SS.

W 1940 r. przejął go jeden z najbardziej wpływowych ludzi III Rzeszy, mąż siostry Ewy Braun – Herman Fegelein. Nieprzypadkowo – pisze Monika Kuhnke – Fischhorn znajdował się zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od Berchtesgaden – alpejskiej siedziby Hitlera, a cały ten rejon w ostatnich miesiącach wojny miał stanowić część systemu obronnego, odpowiednio ufortyfikowanego, połączonego z Berlinem i Berchtesgaden nowoczesną siecią radiową. Zamek wówczas przebudowano, przystosowując go do nowej funkcji. [M. Kuhnke, Jedno muzeum, jeden zamek i dwa zbiory rysunków. „Cenne, bezcenne, utracone”. Wyd. specjalne, s. 17]

Tą nową funkcją było miejsce magazynowania niezliczonej wręcz ilości łupów (w tym także dzieł sztuki), jakie zwożono ze wszystkich okupowanych terenów, które stały się teatrem grabieży przez najważniejszych dygnitarzy hitlerowskich. Dzień i noc do zamku w Fischhornie przyjeżdżały z okupowanej Polski, kontrolowanych przez hitlerowców Węgier i innych części Europy ciężarówki wypakowane najróżniejszego typu przedmiotami, które lokowano w piwnicach, skrytkach i zakamarkach tak, by po zakończeniu wojny specjalni wysłannicy mogli wydobyć je i spieniężyć. W przypadku cennych dokumentów chodziło przede wszystkim o zabezpieczenie ich przed oczyma aliantów zachodnich, a także – czego obawiano się jak ognia – aby nie wpadły w ręce Sowietów. Co ciekawe, schloss Fischhorn stał się również wielką stajnią, do której przywożono  wierzchowce ukradzione w Polsce (najwspanialsze konie arabskie z naszych najlepszych stadnin), konie zrabowane we Francji z hodowli Agi Khana i barona Rothschilda, przywłaszczone przez hitlerowców rumaki należące do węgierskiego rządu. Wszystkie one miały być użyte przez elitarny korpus kawalerii dowodzony przez ulubieńca Heinricha Himmlera, a później szwagra samego Führera – generała Hermana Fegeleina. To właśnie Fegelein zimą i wiosną 1945 r. będzie najważniejszą postacią, która pojawiać się będzie w Fischhornie wraz ze swoim sztabem, by w okolicy stworzyć nie tylko ostatni bastion obrony, ale również kontrolować tutejszą tajną składnicę. [O wykorzystaniu zamku Fischhorn w czasie wojny można przeczytać w książce K.D. Alforda i T. P. Savasa, Skarby nazistów. Poszukiwanie łupów III Rzeszy. Warszawa 2015]

Fegelein to figura szczególnie odrażająca, mająca na sumieniu masę zbrodni oraz grabieży w środkowej i wschodnie Europie, nie różniącą się jednak wiele od podobnie bezwzględnych wojskowych i biurokratów, będących trybami wielkiej machiny terroru, ludobójstwa oraz wyzysku podbitych terenów. Opowieść o tym, co działo się w Fischhornie, jest sama w sobie niezwykle ciekawa, my musimy jednak skoncentrować się na grabieży dzieł sztuki z kolekcji gołuchowskiej. Monika Kuhnke: „W ostatnich miesiącach wojny do Fischhorn przyjechali esesmani zaangażowani w rabunek m.in. dzieł sztuki. Przybył tam odpowiedzialny za przejmowanie dóbr w warszawskim getcie Franz Konrad oraz Kurt Becher, który grabił majątki węgierskich Żydów. Przybywali ludzie z najbliższego otoczenia Hitlera wraz z dokumentami, w tym prywatną korespondencją Führera. Tu mieli przeczekać atak wojsk alianckich, a w sytuacji krytycznej zniszczyć dokumentację.” [Ibidem, s. 17 ]

W październiku 1944 r. z Warszawy wyruszył także transport nadzorowany przez SS Obersturmführera Benno von Arenta, który wiózł do Fischhorn 41 skrzyń zawierających obrazy Gierymskiego, Matejki, Brandta, Chełmońskiego, rysunki Michałowskiego, Kossaka, Vogla, Płońskiego, Orłowskiego, starożytne i średniowieczne artefakty, pozostałości tego wszystkiego, co przed wybuchem Powstania Warszawskiego znajdowało się pod opieką prof. Lorentza w pomieszczeniach Muzeum Narodowego.

Von Arent i jemu podobni grabieżcy wykorzystywali dogodne położenie austriackich zamków, by gromadzić zawłaszczone dobra w nadziei, iż tysiącletnia Rzesza trwać będzie dłużej niż 12 lat panowania Hitlera.  Bardzo szybko mieli się przekonać, jak bardzo mylili się w swych rachubach, co nie przeszkodziło im jeszcze przez wiele lat kontrolować niektóre przynajmniej skrytki, w których ukryto cenne przedmioty.

 

Foto: Zamek Fischhorn.

Źródło: http://www.heimatverein-stgeorgen-pzg.at/pages/bruck/fischhorn.php

Do zamku Fischhron przywieziono i w jego piwnicach oraz komnatach ukryto skarby z wielu zbiorów europejskich, w tym także część warszawską zbiorów Czartoryskich z Gołuchowa, które przez ponad dwa lata próbowała ukryć przed Niemcami księżna Maria Ludwika. Jak powiedziano wcześniej, nie udało się ich zabezpieczyć i ukryć na tyle, żeby nie wpadły w łapy złodziei i nie zostały wywiezione w nieznane. Katalog dzieł gołuchowskich ukrytych w austriackim zamku był niemały, bo obejmował zarówno cenne tkaniny – gobeliny, pasy kontuszowe, jak i słynne emalie, ceramikę czy też wyroby z kości słoniowej. Wśród zagrabionych zabytków znalazły się również albumy z cenną grafiką.

O tym, iż w Fischhornie znajdują się skarby kultury pochodzenia polskiego, dowiedział się po raz pierwszy porucznik Bohdan T. Urbanowicz – przedwojenny absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, a w czasie wojny uczestnik kampanii wrześniowej, a potem więzień niemieckich obozów jenieckich,  który w maju 1945 r. zaalarmowany został przez jednego z polskich żołnierzy, plutonowego Maja. Żołnierz ten mówił, że w zniszczonym alpejskim zamczysku, wśród sterty cennych przedmiotów rozkradanych przez okoliczną ludność, amerykańskich żołnierzy i powracających z obozów byłych więźniów można znaleźć „skarby królów polskich, polskie obrazy, meble, książki”. Maj nie został w Austrii zbyt długo, gdyż wykorzystał okazję, by pierwszym nadarzającym się transportem wrócić do kraju. Nie porzucił jednak sprawy Fischhornu. 3 września 1945 r. zameldował się w Muzeum Narodowym w Warszawie, gdzie zdał relację z pobytu w austriackich Alpach, „podając wiadomości o zagrabionych dziełach, cytując nazwiska bezpośrednio odpowiedzialnych”. [B.T. Urbanowicz, Dziennik Fischhornu. W: Walka o dobra kultury. Warszawa 1939-1945. Tom II. Ks. zbiorowa pod red. S. Lorentza. Warszawa 1970, s. 339]

Tymczasem Urbanowicz nie dostał od Amerykanów zgody na wejście do zamku, w związku z tym o swoim odkryciu powiadomił polskie władze. Po powrocie do kraju spotyka się wpierw z Cyrankiewiczem i Bermanem, którym zdaje relację z sytuacji Polaków przebywających jeszcze na obczyźnie – problemach natury aprowizacyjnej oraz politycznej, „o nietaktach delegatów wysyłanych z kraju do strefy amerykańskiej, o niezręcznościach radia i propagandy, o wzburzeniu wysiedlonych dipisów, którym nie ułatwia się powrotu do kraju”. [Ibidem, s. 337]

15 sierpnia 1945 r. odbywa się spotkanie w gronie obrońców kultury z ówczesnym wiceszefem Ministerstwa Kultury i Sztuki Leonem Kruczkowskim. Pod nieobecność dyrektora Stanisława Lorentza, który wyjechał wraz ze swoją ekipą na tzw. Ziemie Odzyskane, pierwsze skrzypce gra Karol Estreicher. Urbanowicz notuje w swym pamiętniku: „Dziwne jest to zebranie ministerialne w hotelowym pokoju Kruczkowskiego w „Polonii”. Siedzimy wkoło na łóżkach – Kruczkowscy, Zachwatowicz, Grabowski, Tomkiewicz, Estreicher. Opowiadam o Salzburgu i to, co wiem o Fischhornie. Proponuję wysłanie fachowca-historyka sztuki do Austrii. Niewiele poza relacją Maja mogę powiedzieć o stanie i pochodzeniu zbiorów. Estreicher wysuwa różne hipotezy co do historii kolekcji; jest świetnie poinformowany, sypie nazwiskami hitlerowców odpowiedzialnych za grabież. Nieocenione później okażą się notatki robione przez mnie w toku rozmowy. Estreicher, biorąc pod uwagę brak specjalistów oraz fakt posiadania przeze mnie papierów umożliwiających powrót do Austrii, proponuje mi zadania zabezpieczania kolekcji.” [Ibidem, s. 337]

Dzięki opisanemu powyżej spotkaniu, a przede wszystkim pismu podpisanemu przez Kruczkowskiego, upoważniającemu do „rozpoznania, inwentaryzacji i zabezpieczenia dzieł sztuki wywiezionych na tereny strefy amerykańskiej”, udało się Urbanowiczowi wrócić do Austrii z prawem do przeszukiwania magazynów i skrytek. Na miejscu Urbanowicz zapisał: „Wartownik amerykański otwiera nam drzwi do parterowej sali w wieży. W półmroku rozróżniam sterty zwalonych książek. [...] Biała i niebieska emalia Limoges. Na odwrocie numer inwentarzowy Gołuchowa. Dostrzegam wśród papierów wielką pieczęć woskową. To oryginał Unii Polsko-Litewskiej, 1501, w Mielniku sporządzony”. W innym miejscu zanotuje: „Podnoszę pierwszy papier z brzegu, dostrzegam tak charakterystyczne pismo i rysunki piórkowe Cypriana Norwida. Patrzę na zniszczony fortepian z połowy XIX wieku – może to ten, Chopina. Na belkach krokwi leżą warstwami obrazy.” [Ibidem, s. 339]

Już w pierwszym zapisie jego dziennika, datowanym 15 września 1945 r., natrafiamy na „gołuchowski trop”. Urbanowicz notuje: „W sali na parterze, w dziedzińcu, na wprost wjazdu, znaleziono 3 skrzynie z blachy cynkowej – 2 bez pokryw – 1 z pokrywą z napisem (G Nr XX-kat. szt. akw.). Skrzynie były zarzucone księgami, tekami z rycinami; teki z kolekcji Czartoryskich (Pogoń). Rzeczy znaleziono w skrzyniach, opakowane w gazety francuskie „L’Echo de Paris” z dnia 27.1.1929 z nazwiskiem adresata: „J. Ośw. Ks. Czartoryska – Kredytowa 12”. W skrzyniach znaleziono parę starych hełmów (2 wschodnie perskie), monety chińskie, porcelana pomieszana z metalowymi przedmiotami, figurki z brązu, z porcelany, terakota (Tangara) częściowo potłuczona, kielich kościelny, pas słucki – zupełnie zniszczony, tkanina haftowana z herbem Radziwiłłów, inne makaty ręcznie haftowane i szereg innych drobiazgów i skorup.” [Ibidem, s. 346-347] A to był dopiero początek prac, które miały doprowadzić ekipę Urbanowicza do niezwykle interesujących odkryć.

Poszukiwanie zabytków, sortowanie i ich spisywanie zajmuje Urbanowiczowi ponad osiem miesięcy. W tym czasie Polacy zaglądają, gdzie tylko się da, opisują znaleziska, zbijają skrzynie, które później ładują do wagonów kolejowych, by wyekspediować je do kraju. Pokonują trudności związane z brakiem desek, gwoździ oraz słomy – materiałów potrzebnych do zabezpieczenia zabytków. Zwożą do zamku cenne meble i inne wartościowe przedmioty rozkradzione wcześniej przez okolicznych mieszkańców, którzy z niechęcią oddają je, choć wiedzą, iż za ukrywanie grożą kary wojskowo-sądowe. Urbanowicz wspomina, iż w jednym z baraków, zamieszkałym przez amerykańskich żołnierzy, znajduje XVI-wieczny gobelin, na którym… powieszono tarczę do rzutek. [Ibidem, s. 344] Świadczyło to o wielkiej dezynwolturze, z jaką często traktowano cenne artefakty.

Pobyt w Fischhornie i okolicznych miejscowościach jest dla Urbanowicza okazją do spotkania niektórych przynajmniej najważniejszych ludzi odpowiedzialnych za grabież dzieł sztuki z polskich kolekcji. W willi Bad Ausee przebywa – zatrzymany przez alianckich oficerów – Kai Mühlmann, który wtedy nie przypominał w czymkolwiek pewnego siebie, butnego grabieżcy kultury, bezwzględnego wykonawcy poleceń bonzów hitlerowskich. W „Dzienniku Fischhornu” czytamy: „Jeden z wojskowych przedstawia mnie jako oficera polskiego starszemu wysokiemu panu ubranemu w krótkie spodenki tyrolskie. Mühlmann jest wyraźnie zdenerwowany. Częstuję go papierosami, prowadząc uprzejmą godzinną  rozmowę. Po raz pierwszy spotykam przestępcę wojennego i wynoszę wrażenie pogardy dla uniżoności i tchórzostwa hitlerowskiego dygnitarza. Mühlmann przedstawia siebie jako naukowca, który zabezpieczał dzieła sztuki od zagłady. Obwinia nie tylko esesmanów, ale i swego brata Josefa Mühlmanna. Twierdzi, że nie zna pochodzenia zbiorów w Fischhornie […]” [Ibidem, s. 341] Jak powszechna była to postawa, świadczy zachowanie podobnych „naukowców i obrońców kultury” w czasie przesłuchań i procesów sądowych oraz ich zeznania składane przed oficerami i sędziami alianckimi. Historia Mühlmanna i jemu podobnych pokazuje, jak – używając słów Hannah Arendt – banalnym jest zło, jak „normalnym” procederem było grabienie cennego mienia należącego do bezbronnych, uzależnionych ofiar, które nie mogły protestować, gdyż groziło im uwięzienie w obozie koncentracyjnym lub po prostu śmierć. Ani u braci Mühlmannów, ani u Freya (tak jak w przypadku Eichmanna) nie znajdziemy żadnej diabelskiej czy demonicznej głębi, raczej zło wynikające z pogardy dla życia ludzkiego i chciwość usprawiedliwiającą wszelkie niegodziwości.

Ekipa Urbanowicza mozolnie przygotowuje kolejne skrzynie do wywozu z Austrii, pokonując piętrzące się kłopoty natury technicznej oraz niechęć nie tylko Niemców i Austriaków. Efekt ich żmudnej pracy jest jednak imponujący. Przez ręce kilkorga współpracowników porucznika przeszły tysiące artefaktów, które trzeba było dokładnie obejrzeć, posortować i odpowiednio zapakować. Wiele z cennych przedmiotów nosiło ślady niewłaściwego przechowywania – po bliższych oględzinach stwierdzano zawilgocenie, obecność robactwa, poważne uszkodzenia, które często uniemożliwiały ich naprawę. Urbanowicz: „[…] szereg nowszych obrazów znaleziono zrzucone bez ładu, jeden na drugi, niszczące się wzajemnie, część bez ram. Zauważono przy tym w skrzyniach z książkami świeże ślady myszy. Zażądano zaraz od władz amerykańskich środków trujących na myszy i robactwo […]” [Ibidem, s. 341] Grzegorz Byszewski i Marek Kozubal w artykule „Tajemnice zamku Fischhorn” piszą, iż „z Salzburga do Warszawy dzięki Urbanowiczowi przyjechało 12 wagonów odzyskanych dzieł kultury i sztuki. W transporcie było m.in. 351 skrzyń książek; 65 skrzyń archiwów; 154 sztuki mebli; 408 obrazów […]; 68 dywanów; 43 rzeźby; 275 sztuk porcelany. W rok później Polska Misja Restytucyjna w Austrii odnalazła w Linzu koło Salzburga kolejnych 29 płócien […]. Rychło okazało się jednak, że to tylko część zbiorów z zamku Fischhorn. Inne zaczęły krążyć po całym świecie”. [G. Byszewski, M. Kozubal, Tajemnice zamku Fischhorn. http://www.rp.pl/artykul/1087181-Tajemnice-zamku-Fischhorn.html]

No właśnie. To, co wróciło do Polski, stanowi tylko część dóbr, które przechowywano w zamku Fischhorn. Inne od czasu do czasu wypływać będą przy okazji najróżniejszych aukcji w USA, Austrii, Szwajcarii, Niemczech, a nawet w Ameryce Południowej. Dzisiejsi właściciele tłumaczą się bardzo często, iż weszli w posiadanie tych przedmiotów w dobrej wierze, bez wiedzy o ich prawdziwej proweniencji, co zdecydowanie utrudnia restytucję do kraju pochodzenia.     Ciekawą informację na ten temat znajdujemy we wspomnieniach porucznika Urbanowicza: „Praca nasza nie ogranicza się do zabezpieczania zabytków jedynie na zamku. Wiedzieliśmy z szeregu zeznań burmistrza i mieszkańców, iż przed końcem wojny, w maju, esesmani otworzyli magazyny i zamek rabując sami i pozwalając mieszkańcom na zabieranie przede wszystkim żywności i odzieży […] Mieliśmy również informację, iż przebywający tu w czerwcu 1945 r.  pułkownik amerykański do spółki z pewną damą polskiego pochodzenia wysłali parę skrzyń cennych przedmiotów do Paryża. Sprawa ta stale mnie niepokoiła. Sattgast [kapitan armii amerykańskiej, współpracownik Urbanowicza] przeprowadzał na swoją rękę badania, w ich wyniku poradził mi, abym sprawy tego transportu nie stawiał zbyt ostro, bo zaplątane są w nią takie osoby, które mogłyby uniemożliwić w ogóle dalszą pracę rewindykacyjną w Austrii” [[B.T.  Urbanowicz, Dziennik… op. cit., s. 343]

Podsumujmy. Dzięki Urbanowiczowi powróciło z Fischhornu do Polski wiele dzieł ze zbiorów Izabeli i Jana Działyńskich oraz Ordynacji Czartoryskich. Według jego zapisków 24 kwietnia 1946 r. znalazło się w Polsce m.in.: 10 albumów z rycinami, 2 cenne obrazy, 24 flamandzkie gobeliny, część warszawska przedmiotów wykopaliskowych greckich, etruskich i italskich, 17 pasów słuckich, a także wiele cennych elementów uzbrojenia i wyposażenia rycerstwa, rzędów końskich, drogocenne tkaniny, meble i wyposażenie wnętrz zamkowych. [Ibidem, s. 378-382] Nie oznacza to, iż wróciły one wszystkie do Gołuchowa. „Uratowane z wojennego pogromu gołuchowskie dzieła sztuki – pisze Róża Kąsinowska – nie powróciły do Wielkopolski, lecz zatrzymane w Warszawie, wcielone zostały do zbiorów Muzeum Narodowego”. [R. Kąsinowska, Gołuchów… op.cit., s. 397]  O tym jednak powiemy więcej w innym miejscu.

 

 [Idź wstecz]  [Idź dalej]


Pleszewskie Towarzystwo Kulturalne

Copyright © 2012-2019 Pleszewskie Towarzystwo Kulturalne. All rights reserved.

Pomysł i wykonanie Janusz M. Lewandowski