|
PLESZEWSKIE
TOWARZYSTWO KULTURALNE
ul.
POZNAŃSKA 34
63-300
Pleszew
|
|
|
|
|
|
|
Zagrabione – utracone (malarstwo – wybór)
François Clouet,
Portret księżniczki Ludwiki Lotaryńskiej
Olej/deska; 31x24 cm
Obraz pochodzi ze zbiorów
Ordynacji Czartoryskich w Gołuchowie. W 1939 portret został przewieziony do
Warszawy, był przechowywany w apartamentach księżnej Marii Ludwiki Czartoryskiej
przy ul. Kredytowej. W grudniu 1941 zabrany przez A. Schellenberga wraz z innymi
dziełami sztuki z 18-tu skrzyń ukrytych w schowku pod bramą domu. Złożony w
pomieszczeniach Muzeum Narodowego w Warszawie został wywieziony 9 października
1944 przez Moritza Arnhardta, SS-obersturmführera.
Na odwrocie m.in. pieczęć z napisem „Fürstlich
Czartoryskisches Maiorat Gołuchów”.
Numer w bazie strat wojennych: 6377
Portret Renaty, księżnej Ferrary, córki króla
francuskiego Ludwika XII
krąg François Clouet
Olej/deska dębowa; 34,5x25,5 cm
Obraz pochodzi ze zbiorów Ordynacji
Czartoryskich w Gołuchowie. Zdobił wnętrze renesansowej sypialni zamku
gołuchowskiego. Na odwrocie obrazu znajdowały się niemieckie stemple ordynacji
gołuchowskiej oraz nalepka z nadrukiem „N.41”.
Numer w bazie strat wojennych: 6378
Portret Katarzyny Medycejskiej
Podwójna atrybucja: krąg François Clouet lub
Corneille de Lyon
Olej/deska; 22x18 cm
Obraz pochodzi ze zbiorów Ordynacji
Czartoryskich w Gołuchowie. Zdobił wnętrze renesansowej sypialni w zamku
gołuchowskim. Na odwrocie dwie niemieckie pieczęcie posiadłości gołuchowskiej
oraz etykietki z napisem „42” i „N. 4”.
Numer w bazie strat wojennych: 6379
[Oprac.
Marianna Otmianowska]
[http://dzielautracone.gov.pl/obiekt-miesiaca/140-portret-mlodzienca-z-krolewskiej-rodziny]
Źródło:
http://muzeumutracone.pl
Rozdział
X
Gołuchów – muzeum (częściowo) utracone, cz. 2
Nim wejdziemy na I piętro, by porównać stan bieżący drugiej sypialni
(królewskiej), salonu i jadalni ze stanem przedwojennym tychże pomieszczeń,
spójrzmy raz jeszcze na powojenną historię gołuchowskiego zamku. Początkowo
planowano urządzić w zamku dom wypoczynkowy dla urzędników, pomysł ten jednak na
szczęście porzucono, doceniając wartość obiektu oraz widząc potencjalne
możliwości odtworzenia dawnego muzeum. W 1951 r. zamek w Gołuchowie stał się on
częścią Muzeum Narodowego w Poznaniu. W 1962 r. udostępniono go zwiedzającym,
tworząc pierwszą wystawę, która z oczywistych powodów (o czym była mowa
wcześniej) nie mogła nawiązywać do ekspozycji Działyńskich. Z upływem lat muzeum
bogaciło się, odzyskało część oryginalnych zbiorów, choć nadal dalekie było od
stanu sprzed 1939 r. Dla gołuchowskich muzealników stawało się jasnym, iż wiele
cennych dzieł sztuki i wartościowych artefaktów nigdy już nie powróci na swe
miejsce, chociaż znajdują się one w Polsce i nic nie stoi na przeszkodzie, by
dokonał się w ich przypadku proces restytucji.
W 1973 r. zamek w Gołuchowie staje się wielkim placem budowy, gdyż właśnie w tym
roku rozpoczyna się – zakrojony na szeroką skalę – remont. Obejmuje on nie tylko
naprawę konstrukcji dachowej (więźby dachowej i stropów), ale także jego wnętrz:
stolarki okiennej i drzwiowej, podłóg itp. Po czterech latach gołuchowskie
muzeum wznawia swą działalność, prezentując nową ekspozycję autorstwa kustosza
Zygmunta Dolczewskiego, który starał się nawiązać do historii zamku, jego
wyglądu z czasów Izabeli i Jana Działyńskich. „W roku 1979 opiekę
merytoryczną nad ekspozycją – pisze Danuta Marek – powierzono prof.
Teresie Jakimowicz, która zadbała o maksymalne wykorzystanie eksponatów
pochodzących z dawnych kolekcji gołuchowskich, starała się też przywrócić
charakter i atmosferę wnętrz renesansowych.”[D.
Marek, op. cit., s. 35]
Przykładem takiego podejścia do aranżacji pomieszczeń zamkowych jest sypialnia
królewska, jedna z najważniejszych i najciekawszych sal znajdujących się na I
piętrze. W czasach Izabeli Działyńskiej była ona miejscem szczególnym, do
którego wstęp mieli nieliczni. Jak się zdaje, od czasu do czasu nocowała tu sama
właścicielka Gołuchowa, a później ordynaci gościli w niej najznamienitszych
Polaków, z prymasem Sapiehą na czele, gdy ten przyjechał do Gołuchowa, by w 1926
r. udzielić ślubu Elżbiecie – drugiej córce ks. Adama i Marii Ludwiki
Czartoryskich. Nazwa zobowiązuje. Rzeczywiście, sala ta wyposażona była niegdyś
po królewsku. Oglądając zachowane zdjęcia z epoki oraz analizując przewodnik
Pajzderskiego, dostrzegamy wielką staranność w doborze tapiserii, obrazów, mebli
oraz innych przedmiotów tutaj zgromadzonych. Już od samego wejścia zwracał uwagę
bogato rzeźbiony sufit w stylu renesansowym z wizerunkami królów polskich.
Wykonany on został przez XIX-wiecznego artystę francuskiego Charlesa Bouvete’a,
który wraz ze stolarzami gołuchowskimi wypełniał płyciny kasetonów na przemian
wizerunkami królewskimi oraz herbami Wieniawa i literą Leszczyńskich „L” z
koroną królewską. Największą atrakcją tego pokoju było 5 tapiserii flamandzkich
z pierwszej połowy XVI w. przedstawiających sceny ze Starego i Nowego Testamentu
oraz sceny z życia dworskiego. Wszystkie one wykonane zostały na osnowie
wełnianej przy użyciu nici jedwabnych i złotych. Dzisiaj niestety żadna z tych
cennych tkanin nie cieszy oczu zwiedzających muzeum. Marzeniem kierownictwa
gołuchowskiego zamku jest, by odzyskać z Muzeum Narodowego w Warszawie, choć na
kilka lat w formie depozytu, piękny gobelin z 1520 r. przedstawiający króla
izraelskiego Dawida oraz jedną z jego żon Betszebe. Zachowała się w Gołuchowie
rama wykonana do tej tapiserii, dlatego też czeka ona i czekamy my, by całość
mogła być kiedyś zaprezentowana w gołuchowskim zamku.
Tkanina pokazywana obecnie w Sali królewskiej jest znacznie młodsza,
XVII-wieczna, i mniej cenna. Wpisuje się ona jednak w przedwojenny charakter i
klimat, bo przedstawia scenę mitologiczną, a jak wiemy, tematyka antyczna
popularna była nie tylko w okresie renesansu, ale także później, w czasach
Działyńskich, czego dowodem są m.in. kolekcje waz greckich czy też zbiór sztuki
starożytnej.
Oryginalnymi elementami wyposażenia tejże sali, zachowanymi do dziś, są kominek
z kamienia istryjskiego, wykonany w Wenecji w XVI w.
oraz renesansowy ołtarzyk złożony z jedenastu
scen, przedstawiających życie Marii i Chrystusa. Namalowany on został przez
Marcellusa Coffermansa w XVI w. według rycin Martina Schongauera. Nie zachował
się natomiast żaden z obrazów zakupionych przez Izabelę dla Sali królewskiej.
Nie ma więc tu portretów kobiet związanych z francuskimi władcami (Renaty, córki
króla Ludwika XII, Gabrieli d’Estrees, kochanki króla Henryka IV de Valois),
nie ma wreszcie dwóch obrazów Jana Mostaerta przedstawiających – jak
przez długi czas sądzono – króla francuskiego Karola VIII i jego żonę Annę
Bretońską. Historia tych płócien, opisana wcześniej w naszym tekście, jest
przykładem skomplikowanych losów dzieł sztuki zagrabionych w czasie II wojny
światowej i trudnych problemów związanych z ich restytucją. W czasie jednej z
ostatnich Nocy Muzeów Paulina Vogt-Wawrzyniak starała się zwrócić uwagę widzów
na problem dziedzictwa utraconego, omawiając dzieje obrazów Mostaerta. Temu
służyło również umieszczenie na ścianach skanów czarno-białych reprodukcji
tychże dzieł. Widzowie zatrzymywali się w tych miejscach i pytali, dlaczego
zamiast oryginalnych płócien prezentowane są ich reprodukcje, a gdy dowiadywali
się, jaka jest tego przyczyna, stwierdzali, iż bardzo niewiele wiedzą na temat
strat wojennych w dziedzinie muzealnictwa. Akcja „Muzeum utracone” uświadomiła
im, jak wiele Polakom zagrabiono i jak wiele pracy przed nami, by odzyskać choć
cząstkę dawnego bogactwa.
Zwiedzając Salę królewską, warto podkreślić, iż dzisiejszy jej wygląd ilustruje
to, o czym pisała poprzednia szefowa gołuchowskiego muzeum Danuta Marek –
współczesna ekspozycja jest maksymalnym wykorzystanie eksponatów
pochodzących z dawnych kolekcji gołuchowskich i dzieł pozyskanych z innych
muzeów (przede wszystkim macierzystego Muzeum Narodowego w Poznaniu), w celu
stworzenia atmosfery charakterystycznej dla przedwojennych wnętrz. I choć znawcy
bardzo łatwo potrafią wskazać poważne luki w kolekcjach lub też całkowity brak
cennych artefaktów, to gołuchowskie muzeum ma swój niepowtarzalny klimat i czar,
który doceniają przybywający tu turyści z całego kraju.
Kończymy naszą wycieczkę po zamku i muzeum w Gołuchowie, mając świadomość, iż
nie omówiliśmy wszystkich sal i wszystkich strat, jakie poniosła ta placówka w
czasie wojny i pierwszych latach powojennych. Z drugiej jednak strony ufamy, że
udało nam się opowiedzieć fascynującą historię zamku nad Trzemną, który w ciągu
kilku wieków był świadkiem wzlotów i upadków ich właścicieli.
Zajrzyjmy jeszcze do dwóch pomieszczeń – Salonu oraz Sali stołowej. Chodząc z
przewodnikiem Nikodema Pajzderskiego, i tu zauważamy duże zmiany. Co prawda nad
trojgiem drzwi prowadzących do innych pokoi oraz krużganka znajdują się
supraporty autorstwa Charlesa le Bruna, należące do
dawnego wystroju gołuchowskiego salonu, zachowały się tutaj także piękne drzwi
ozdobione scenami ze Starego Testamentu („Stworzenie Adama”, „Stworzenie Ewy”,
„Grzech pierworodny”, „Wypędzenie z raju”), brakuje jednak oryginalnych obrazów
ze szkół holenderskiej, francuskiej, włoskiej, hiszpańskiej przede wszystkim z
XVII w. O ich nieobecności informują – podobnie jak w Sali królewskiej –
czarno-białe skany fotografii zawieszone w tym samych miejscach co w czasach
przedwojennych. Współczesna kolekcja malarstwa w tej sali, choć przywieziona do
Gołuchowa po roku 1962, jest utrzymana w stylu epoki i wpisuje się w intencje
twórczyni muzeum.
W Sali stołowej na wprost wejścia zawieszona jest jedna z kopii słynnego
portretu króla Stanisława Poniatowskiego w stroju koronacyjnym pędzla Marcellego
Bacciarellego (często wypożyczana do innych muzeów), ale nie ma XVII-wiecznych
gobelinów o tematyce mitologicznej (pociętych przez właścicieli na części)
należących niegdyś do książąt Sapiehów oraz tapiserii z XVI w. wykonanej we
flandryjskim warsztacie także o tematyce antycznej. Jadalnię wzbogacają –
nieobecna w czasach przedwojennych w tej sali, bo przechowywana w pokojach
prywatnych zamku, wykonana w XIX w. kopia portretów, według miniatur Lucasa
Cranacha Starszego, przedstawiających króla Zygmunta Starego i jego rodzinę –
Bonę, Zygmunta Augusta i jego siostry. Z Muzeum Narodowego w Poznaniu przybyły
inne wizerunki królewskie – Jagiellonów, Sasów, Habsburgów, tworzące wraz z
portretem Stanisława Poniatowskiego galerię władców polskich i europejskich.
„Bardzo lubię tę salę – podsumowuje naszą wycieczkę dyrektorka muzeum –
gdyż mimo zmian nie straciła ona na wartości i atrakcyjności dla zwiedzających.
Często bawię się np. z młodymi widzami w rozpoznawanie twarzy królewskich czy
też określanie, która z tych postaci była monarchą.”
[Idź
wstecz] [Idź
dalej]
|